sobota, 9 listopada 2013

Rozdział III - Nico, Annie i zmutowane roslinki


Określenie "Tak bardzo brak weny" jest chyba odpowiednie... No ale cóż, enjoy!
Dla mojej korektorki Emilii i wszystkich Ani xD
PS W górnych zakładkach dodałam "Opis rodem tych Riordana" :)

LEO
- A to jest twój nowy dom - Leo z tryumfalnym uśmiechem wskazał na piękną, szarą i misternie wykonaną budowlę z wizerunkiem sowy nad drzwiami - Domek nr 6. Annabeth stawiała opory i nie chciała wtajemniczać Lucy w obozowe życie (obce pochodzenie i dziwne odruchy bitewne nie dawały jej spokoju), ale na szczęście Percy poparł pomysł Leona. Dzięki temu dziewczyna zobaczyła już strzelającą lawą ścianę wspinaczkową, strzelnicę, arenę treningową i domki. Po drodze wstąpili do jadalni, gdzie obozowicze jedli śniadanie. Leo był wpradzie najedzony po przyjęciu urodzinowym Jasona, ale pomyślał, że dziewczyna może być głodna. Kilka osób przyglądało się z zaciekawieniem Lucy, a jeden z  synów Afrodyty puścił do niej oko, więc Leo niby w zamyśleniu nadmienił, że ma władzę nad ogniem. Wszyscy jak jeden mąż wrócili do swoich zajęć. "Czują respekt, ustępują mi dziewczyny" - pomyślał wtedy . "Albo wiedzą, że i tak ci się nie uda" - dodał cichy głosik w jego głowie.
Leo był zdziwiony, że dziewczyna tyle wie o obozowym życiu. Nie zaskoczył jej widok pól truskawek ("To dzięki Dionizosowi, dyrektorowi tego obozu"), satyrów uganiających się za nimfami ("Ale oni głupi. Przecież i tak zamienią się w drzewa, zanim je pocałują") ani jaskini Rachel ("Szkoda, że jej nie ma"). W dodatku Leo nie mógł się pozbyć wrażenia, że dzewczyna jest jakby nieobecna i strasznie zdystansowana. Czyżby ją odrażał? Zniechęcał? Mniejsza o to. I tak nie poderwie żadnej dziewczyny, tym bardziej córki Ateny. 
Teraz, gdy stali już pod Szóstką, ogarnęły go jeszcze większe wątpliwości, gdy dziewczyna szepnęła:
- Nie chcę tam wchodzić.
Leo wahał się tylko przez chwilę. Myślał o tym od czasu, jak został z nią sam na sam. Przecież znała życie obozowe (może istniała jakaś strona poradnik-zycia-obozowego.olimp.net?), film istrukta..owy nie był jej potrzebny... Podjął decyzję.
- Chodź - pociągnął Lucy w stronę lasu. Dobrze, że inni obozowicze byli w pawilonie jadalnym. Co mogliby sobie pomyśleć?
- Dokąd idziemy?! - krzyknęła w biegu Lucy i spojrzała na niego przenikliwie.
- Biuro podróży Valdez Tour oferuje szanownej pani darmowe atrakcje dla VIP-ów - Leo uśmiechnął się zawadiacko. 
- Pamiętaj, że mam broń. A ty nie - powiedziała.
Po kilku minutach biegu dotarli do celu - ogromnej lecz nie za pięknej konstrukcji stojącej w środku lasu. Leo użył ognia i drzwi Bunkra 9. stanęły przed nimi otworem.
- Zapraszam szanowną panią do wnętrza najlepszego miejsca w całym obozie - może to "najlepszego" nie było dobrze  sprecyzowanym określeniem. Powinien dodać "dla niego". Jako syn Hefajsota uwielbiał takie miejsca. 
Na szczęście Lucy (o dziwo!) podzieliła jego entuzjazm:
- TY to zbudowałeś?! O mój Boże, to miejsce jest niesamowite! Mogłabym ulepszyć moje strzały!
- Eee... Serio ci się podoba?! - Leo był szczerze zaskoczony. Zazwyczaj tylko dzieci Hefajstosa dostrzegały potencjał i niezwykłość tego miejsca. 
- No pewnie! To tutaj zbudowałeś Argo II, prawda? - podniecona Lucy chodziła od jednego stolika do drugiego, przeglądała jego projekty i prototypy. Leo stwierdził, że to było dziwne. Bardzo dziwne. Po pierwsze - to była dziewczyna. Po drugie - córka Ateny. Dzieci bogini mądrości fascynowały się naukami ścisłymi, były profesorami i doktorami na uniwersytetach, ale nawet Annabeth nie interesowała się zanadto Bunkrem 9. i jego projektami. A oto pojawia się śliczna córka Ateny, która podnieca się maszynami i potrafi walczyć. Czego chcieć więcej?
Pozostawała tylko nie dająca Leonowi spokoju trzecia kwestia:
- Skąd wiedziałaś o Argo II? - wypalił - I o całym życiu obozowym, walką z Gają... o mnie? - naszły go wątpliwości. Może Annabeth miała rację z tym obłąkaniem...?
- Nie ważne - odparła znad notatek.
Jak to "Nie ważne"?! Leo nie potrafił tego zrozumieć. "No jak?! Przecież nie można o tym przeczytaćw internecie! Może spotkała satyra?" - takie myśli krążyły Leo po głowie.
- Dziewczyna, którą do Obozu mieli przyprowadzić bracia Hood i Sam od Apolla... Nie dziwię się, że nic nie wiesz. To miała być tajn misja. Nawet Annabeth nic nie wiedziała - zza pleców Leo dobiegł głos osoby, którą najmniej chciałby teraz widzieć.
- To skąd to wiesz? - starał się nie okazywać nerwów. Spojrzał na Lucy, która wpatrywała się w przybysza znad stosu projektów.
- Wciąż zapominasz, Valdez, że ja jestem inny - odparł Nico di Angelo - Mnie nie obowiązują obozowe zasady i tajemnice. 
 - A co cię ona interesuje? - zapytał Leo z nutą złośliwości w głosie. Nie ufał temu chłopakowi, a to, że interesował się Lucy nie wróżyło nic dobrego. 
- Nie twoja sprawa - mruknął i podszedł do Lucy - Cieszę się, że mimo wszystko nie umiesz tak celnie strzelać. 
- di Angelo - mruknęła dziewczyna - Miałam nadzieję, że nie spotkamy się tak szybko. 
- Jestem aż tak straszny? 
"Strasznie dziwny" - pomyślał Leo. 
- Nie, ale... - urwała. 
- Dobra, rozumiem - mruknął Nico i zaczął iść w stronę wyjścia. 
- Czekaj! - Lucy podbiegła do niego i złapała go za rękę. Nico skrzywił się, ale nie strącił jej dłoni - Chyba rozumiesz, słyszałam, że inni nie pajają do ciebie sympatią, jesteś tajemniczy i nie wiadomo, jakie masz cele i intencje. A ja zraniłam twojego psa, więc pewnie tym bardziej mnie nie lubisz. Więc widzisz, to nie mogłoby być miłe spotkanie. Bez urazy - uśmiechnęła się przepraszająco.
- W takim razie do zobaczenia w bardziej sprzyjających okolicznościach - powiedział Nico z nutą... smutku? Leo miał nadzieje, że tylko mu się wydawało. Nikowi miałoby zależeć na jakiejś dziewczynie poza Hazel? Niemożliwe. Nico znów zaczął iść w kierunku drzwi, więc dziewczyna ponownie podbiegła i załapała go za zimne, chude palce. 
 - Czekaj - zaczęła gardłowym, zachrypniętym głosem - Po co w ogóle tu przyszedłeś?! - rzuciła oskarżycielsko. 
Nico zacisnął szczękę i machinalnie strącił rękę dziewczyny. 
 - Zostaw mnie, dobrze? - odparł szorstko. Leo zdezorientowany patrzył się to an jedno, to na drugie, starając się pojąć sytuację.  
- Człowieku, ogarnij się! - Lucy podniosła głos - Najpierw przychodzisz, zaczynasz rozmowę, a gdy coś idzie nie po twojej myśli, to przybierasz pozę ofiary! Powiesz mi do cholery, po co przyszedłeś?! 
 - Potrzebuję cię - szepnął - A co do mojego psa, jeszcze się policzymy - zakończył i zmienił się w cień.
Chwile po tym Lucy zaciskając pięści wybiegła z bunkru, mrucząc pod nosem obelgi w stronę Nico i teksty w stylu "O co mu k***a chodzi?! Potrzebna?! Ale oczywiście, co z tego, że nic nie rozumiem!". 
"Co ten Nico ukrywa?" - zastanawiał się Leo, podnosząc młotek, który przed chwila upuścił ze zdziwienia. Znów czuł się jak Siódme Koło. 

ANNIE 
Sama rozmowa z Dionizosem była wystarczająco stresująca, a dyskusja na tak drażliwy temat tym bardziej. Dlatego Annie stała oniemiała przed drzwiami Wielkiego Domu niepewna, co ma robić. Przecież Pan D. mógł ją wyśmiać i uznać jej pomysł za głupi. I tak już oznajmił, że jeżeli go nie zadowoli, to zadanie przejmie Annabeth. Annie była święcie przekonana, że tak się stanie. Bo kim ona jest w porównaniu do córki Ateny? Annabeth - piękna, mądra i podziwiana. A ona? Zakompleksiona jedenastoletnia córka Demeter, niska i chuda jak szkielet, z długimi, prostymi, rudymi włosami (niech ten kolor będzie przeklęty!), kupią piegów i niedocenianymi zdolnościami. 
"Dobra, spokojnie, teraz tam wejdziesz. Twój pomysł jest dobry" - Annie próbowała dodać sobie w duchu otuchy, chociaż nie za bardzo w siebie wierzyła. 
- Raz... Dwa... Trzy - szepnęła i na "trzy" otworzyła drzwi i weszła do środka. 
- Wreszcie przyszłaś - rozległ się głos Pana D. Dochodził z pokoju obok. 
- P-przepraszam szanownego pana najmocniej - Annie weszła do pomieszczenia, w którym znajdował się dyrektor Obozu i poczuła, że robi się czerwona na twarzy. 
 - Siadaj - Pan D. wskazał niedbale na stojące po przeciwnej stronie stołu krzesło. Sam wyczarował dla siebie puchar z winem, który od razu zamienił się w puszkę dietetycznej coli - Nie ma to jak kochający ojczulek. 
Annie siedziała cicho. Bała się Dionizosa. Wpatrywała się więc w trzymaną na kolanach roślinkę, która, jak myślała, jest kluczem do rozwiązania ich problemów. 
- Herosi... Same z wami kłopoty - westchnął Pan D. - No, pokazuj ten genialny wynalazek. Chociaż pewnie i tak nie zadziała - mruknął znudzony. 
Annie chciała poprawić dyrektora, ale ugryzła się w język. Jeszcze wyszłaby na niegrzeczną. Wyciągnęła z jednej z ogromnych kieszeni swoich ogrodniczek miniaturowy mikroskop. Nacisnęła przycisk na statywie i powiększył się on do normalnych rozmiarów. Postawiła go na stole obok doniczki z niepozornym kwiatkiem. Przełknęła głośno ślinę. 
- Więc... - zawahała się. Jeżeli się ośmieszy? "Tylko ty możesz pomóc" - w jej głowie rozległ się głos Demeter. Annie wzięła się w garść. "Przecież wiesz o tym wszystko" - pomyślała i zaczęła mówić: - To genetycznie udoskonalone kwiaty. Zmutowane, jak kto woli. Wystarczyło zmienić strukturę komórek, dodać nowe organella, stworzyć niewidoczne dla ludzkiego oka tkanki... - wskazała chudą ręką na roślinkę - Nie znajdzie szanowny pan takiej nigdzie indziej! Z pozoru wygląda na zwyczajny kwiat, ale takim nie jest! Proszę pana, ta roślina potrafi kodować informacje! Wystarczy, że zasadzę za chwilę ten okaz, a jego korzenie zaczną się rozrastać i już 10 minut później wyrośnie z nich nowy kwiat w Central Parku. Co więcej, pełen wzrost zajmie mu nie więcej niż minutę i od razu zacznie zbierać informacje, czyli obrazy i dźwięki. Zacznie je przekazywać korzeniami do pierwotnego kwiatu, który wytworzy specjalny płatek, w którym będą kodowane dane. Aby je odczytać, wystarczy przenieść owy płatek do specjalnego czytnika - wyjęła z kieszeni urządzenie przypominające smartfona, z dużym wyświetlaczem, dwoma klawiszami i specjalnym zagłębieniem dla płatka - A informacje zostaną wyświetlone na ekranie - uśmiechnęła się nieśmiało. 
Pan D. podrapał się w zamyśleniu po podbródku. Miał beznamiętny wyraz twarzy. 
- Jakie są tego wady? 
Annie zawahała się i przygryzła wargę. Dziwny przypływ pewności siebie opuścił ją.
- Emm... Tylko pierwotna roślina wytwarza gromadzące informacje płatki. Jeżeli uschnie... - zawahała się - Pozostałe kwiaty na nic się nie przydadzą - spuściła wzrok.
- I tak zrobiłaś więcej, niż inni obozowicze - mruknął Pan D. - Pomyślmy...
Annie spuściła wzrok i przygryzła wargę. Od tego zależy wszystko.
- Dobra, chyba nic innego nie wymyślimy. Zostaje - Annie otworzyła z zaskoczenia oczy. Jej roślinka? Krzyknęła z radości w myślach - Ale nie podoba mi się, że powodzenie misji zależy od kwiatka... - dodał dyrektor Obozu.
- Jakiej misji?
Annie odwróciła się. W drzwiach stała Annabeth. "Bogowie, tylko nie to..." - pomyślała z przerażeniem. 
- Nie ładnie tak podsłuchiwać, Annie Bell - mruknął Pan D. - Po co tu przyszłaś?
- Mamy mały problem. Pojawiła się dziwna dziewczyna, z początku myślałam, że obłąkana... - Annie wstrzymała oddech. Od dwóch miesięcy w okolicach Obozu Herosów oraz Obozu Jupiter pojawiali się wrogo nastawieni herosi, którzy głosili, że zagłada Olimpu jest bliska. Mówili też coś o nowych bogach, dlatego nazywano ich "obłąkani" - ...ale została uznana przez Atenę...
- Jak wygląda? - przerwał jej Pan D. z nieukrywaną ciekawością.
- Dziwne, jasnosrebrne włosy, wielokolorowe oczy...
- Zostawiam was same - rzucił Pan D. i w pośpiechu opuścił Wielki Dom.
- O co mu chodzi? - Annabeth spojrzała z ciekawością na Annie.
- N-nie wwiem - wyjąkała dziewczyna.
Córka Ateny przysiadła na podłodze
- A powiesz mi, o jaką misję chodziło dyrektorowi? - uśmiechnęła się kojąco.
Annie zrobiła się blada. Przecież Annabeth nic nie wie... To była tajemnica... Jeśli się dowie, będzie zła. A skoro dowie się tego od niej... Wolała o tym nie myśleć.
"I tak się dowie" - usłyszała w głowie głos Demeter.
Annie przeklnęła swój los w duchu i pomodliła się szybko o krótką i bezbolesną śmierć.
- Chejron zaginął.


8 komentarzy:

  1. Trzy razy tak, dziękujemy :3
    Poza tym, to jest epickie ;3
    Nom i fajną masz korektę xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Heroska (wcześniej Lilly Potte)9 listopada 2013 17:07

    No jestem pod wrażeniem *.*
    Tylko mam jedną proźbę: nie pisz rozdziałów dwa tygodnie bo można zwariować!
    Ale i tak Cię ubustwiam :*
    Ηεροσκα <3

    OdpowiedzUsuń
  3. *o*
    PISZ,
    Chcę nowy rozdział zaraz, teraz, natychmiast! : D

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszesz *o*
    Czekam na nexta ;3
    Zapraszam do mnie: http://herosczysmiertelnik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Chejron? Tak się ni robi!
    Pisz szybko!

    OdpowiedzUsuń
  6. Duży plus za pojawienie się Nico ^^ Moja ulubiona postać.

    Podoba mi się też ta Annie, niby niepozorna, a...

    Czekam na next *.*

    /Elva, jakbyś nie wiedziała xD

    OdpowiedzUsuń
  7. Ach, te niepozorne, cholernie wylewne ale niewinne geściki. Linczujemy. Fir, moja droga, czy ty też każdego łapiesz z rękę??? Za bark, łokieć, przegub, ale bez przesady. Lucy mogła poczuć się osaczona przez Leo, a Nico przez nią, szczególnie on. Ot tak wpadł wybadać teren jak to Nico, a ona sięna niego rzuca ;-;. Chejron. I to jest dla mnie czarna magia. Dlaczego najlepsi i sprawdzeni i herosi, VIPowie obozu, mają trwać w niewiedzy, a jakaś tam Annie nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucy jest kinestetykiem :P
      Przypominam, że Annabeth, Percy'ego, Piper i Leo nie było kilka dni w OH, bo bawili w OJ ;)

      Usuń