czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział IV - Dziwne rzeczy się dzieją

1. Dziękuje za wszystkie komentarze :* Są bardzo motywujące. DZIĘKUJĘ. <3
Nie mam czasu na nie wszystkie odpowiadać, więc z góry przepraszam. :>
2. Dla mojej Eller <3 Jest tutaj Elva, Arya, to już tylko jej brakuje. Ala, postaraj się, ona musi czytać Persiaka xD
LUCY
Zachowała się chamsko, wiedziała o tym. Nie powinna tak po prostu wybiec z Bunkra 9. nie powiedziawszy nawet miłego słowa, tylko klnąc pod nosem. Ale co mogła poradzić - wkurzyła się na Nico. No bo co mogła innego zrobić? Najpierw przychodzi w interesie, a chwilę później irytuje się o byle co. Idiota. Normalnie Lucy nazwałaby taką osobę rozpieszczonym bachorem, jednak Nico miał to coś... krył w sobie urazę, był pokrzywdzony przez los. A z pewnością nikt go nie rozpieszczał. Lucy pomyślała, że trzeba mu pomóc.
Dziewczyna skierowała swoje kroki w kierunku Szóstki. Powinna się przywitać i zaznajomić z rodzeństwem, w końcu spędzi w Obozie Herosów kilka ładnych lat. Postanowiła przynajmniej przez pewien czas nie zawracać sobie głowy Leo Valdezem i Nico di Angelo.
Wyszła z lasu i ujrzała najbardziej budujący widok - dziesiątki herosów wspinało się na plującą lawą, walczyło na mecze, pływało w jeziorze i oddawało się innym obozowym zajęciom. Lucy uśmiechnęła się. Poczuła więź łączącą ją z tymi dzieciakami, wieź, która jakby kazała jej się nimi opiekować. Dziewczyna skarciła siebie w myślach, bo było to z lekka dziwne.
Wtem poczuła, jak coś owija się w okół jej nogi. Spojrzała na swoją kostkę i ujrzała pnące się w górę winorośle. Spróbowała przerwać pnącza rękoma. Z początku nie chciały ustąpić, aż niespodziewanie nad dłońmi Lucy utworzyła się srebrna poświata, która zamieniła winorośl w pył. Zszokowana dziewczyna wytrzeszczyła oczy. Nie potrafiła zrozumieć, co przed chwilą stało się z jej dłońmi. W pewnym momencie poczuła, że ktoś się jej przygląda. Podniosła wzrok i ujrzała czerwonego na twarzy mężczyznę ubranego w ohydną koszulę hawajską w tygrysie pasy, szorty koloru khaki, które uwydatniały jego nadwagę oraz rozwalające się sandały. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie i ciekawość.
- Kolejny heros - mruknął, a po chwili namysłu dodał. - Zwracaj się do mnie Pan D.
Pan D. Lucy słyszała to już wcześniej, nie tylko z ust Sama... W jej głowie pojawiło się mgliste wspomnienie - grupka dzieciaków w pomarańczowych koszulkach, które stały na środku placu otoczonego monumentalnymi greckimi willami i misternie wykonanymi posągami i krzyczały rozradowane "Panie D.!". A Lucy zbliżała się do nich uśmiechnięta, ściskając swoją malutką rączką dłoń boga. Nie zwracała się do niego jak inne dzieciaki, mówiła mu po imieniu.
Otrząsnęła się. "To było bynajmniej dziwne" - pomyślała.
- Dionizosie, miło mi cię widzieć - uśmiechnęła się. W oczach boga pojawiła się iskierka...szczęścia?, która znikła tak nagle, jak się pojawiła. Twarz Pana D. znów przybrała typowy dla niego wyraz.
- To się jeszcze zobaczy - mruknął. 
- Rozmawiałeś z Annabeth? - Lucy odruchowo zwróciła się do niego na "ty".

- Nie. 
 - Bo? 
- Bo nie. 
- Chyba się nie dogadamy - westchnęła Lucy. - Mógłbyś mi chociaż wytłumaczyć, dlaczego zaatakowały mnie winorośle? 
- Mogłabyś mi wytłumaczyć, jak udało ci się je zerwać? - Pan D. odpowiedział pytaniem na pytanie. 
Lucy obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę Domku numer 6. Nie usłyszała już jednak, jak Dionizos przeklina pod nosem swojego ojca, który kazał mu udawać niemiłego i nieznajomego... 
Dziewczyna zaczęła powoli robić listę "Osoby, którymi na razie mam się nie przejmować" - znaleźli się na niej Pan D. i Nico di Angelo. Stworzyła też drugą listę "O Boże, strasznie mi się podobasz, ale nic ci nie powiem, bo jesteś za bardzo zajebisty". Jedyna pozycja - Leo Valdez. Lucy westchnęła. Dlaczego to wszystko musi być takie dziwne? - pomyślała. 
 Gdy szła, zauważyła, że obozowicze dziwnie się na nią patrzą. Pomyślała, że to pewnie z powodu opłakanego wyglądu. Chociaż ostatni raz myła się ledwie wczoraj, pewnie zalatywało od niej na kilometr potem, ziemią i krwią cyklopów. Trzeba przyznać, że leśnie strumyki nie należą do najlepszych miejsc na kąpiel. No trudno - pomyślała dziewczyna - Mam ważniejsze rzeczy na głowie niż kąpiel. 
W zamyśleniu wpadła na o wiele wyższą od siebie, napakowaną dziewczynę o krótko przystrzyżonych włosach i złowieszczym spojrzeniu. Wręcz biło od niej agresją, dumą oraz pewnością siebie. Przypominała Lucy jedną z tych zbuntowanych i groźnych dziewiętnastolatek, które znęcają się nad słabszymi, a potem zabierają im kasę. Będę chojraczyć - postanowiła w myślach dziewczyna. 
- Z DROGI MALUCHU! ŁAZIĆ NIE UMIESZ, CZY CO?! WIESZ W OGÓLE, KIM JA JESTEM?! - wydarła się napakowana dziewiętnastolatka, plując przy tym śliną. 
Lucy nieśpiesznie, wręcz z ignorancją otarła twarz i demonstracyjnie strzepnęła ciecz z dłoni. 
- Wiem kim jesteś - odparła spokojnie; starała się brzmieć pewnie i odnosić się lekceważąco w stosunku do swojej rozmówczyni. - Osobą, która stanęła mi drodze. 
- JA STANĘŁAM CI NA DRODZE?! JA?! JESTEM CLARISSE LA RUE! WSZYSCY SĄ TUTAJ MI PODPORZĄDKOWANI! - wydarła się. 
- Czyżby? - Lucy lekceważąco wpatrywała się w swoje paznokcie - Wydawało mi się, że dyrektorem jest Dionizos, a pomaga mu Chejron. 
- Słuchaj mała szmato! - wysyczała Clarisse - Jestem córką Aresa i takie kruszynki jak ty nie dorastają mi nawet do pięt - z każdym słowem co raz bardziej zbliżała swoją twarz do twarzy Lucy. 
- Małe jest piękne - córka Ateny wzruszyła ramionami, obróciła się na pięcie i zaczęła nieśpiesznie iść. Uznała, że lepiej nie doprowadzać Clarisse do szewskiej pasji. Wiedziała, że inni obozowicze przyglądają im się z ukrycia ciekawi rozowju sytuacji. Lucy słyszała nawet brzdęk przekazywanych z rąk do rąk monet. "Robią zakłady" - pomyślała. 
- Nie tak szybko pannisiu - warknęła córka boga wojny. 
- Co? - rzuciła Lucy nawet się nie odwracając. 
- Pojedynek. Ja przeciw tobie. Wszystkie chwyty dozowolone. Zobaczymy, czy dalej będziesz taka pewna siebie, gdy rozgniotę cię na kwaśne jabłko.
Dziewczyna przystanęła i powoli obróciła się w kierunku Clarisse. Szybko przeanalizowała sytuację. Gdyby odmówiła, stałaby się pośmiewiskiem. Zawiodłaby Atenę i tych herosów, którzy w tamtej chwili przyglądały się im. Była dla nich wzorem, przeciwstawiła się tyrance. Gdyby się wystraszyła, mogłaby równie dobrze wynieść się z Obozu Herosów i wrócić do domu. Zostawić tu Leo i innych herosów, którzy potrzebowali jej wsparcia. Olała zmęczenie i brak umiejętności walki. Mogła mieć nadzieję, że znów pojawi się ten bitewny szał. 
- Przyjmuję wyzwanie.

 ANNIE 
Annabeth spiorunowała ją wzrokiem. Annie miała ochotę zapaść się pod ziemię, zaszyć się w lesie w otoczeniu natury i uciec od tego spojrzenia. Zadawała sobie w myślach pytanie, dlaczego. Dlaczego to właśnie ona musiała powiedzieć Annabeth o zniknięciu Chejrona? Gdyby była na dworze, to pewnie wszystkie kwiaty w promieniu 10 metrów powiędłyby z powodu jej obecnego nastroju. 
- P-przeppraszzam - wyjąkała tłumiąc łzy. 
Annie nie wiedziała, dlaczego czuła się winna. Może dlatego, że to zazwyczaj bezpodstawine na nią ją zwalano. Annabeth przykucnęła obok niej. Z początku córka Demeter myślała, że zaraz oberwie i zostanie nazwana największą nieudacznicą świata. Czyli będzie tak, jak zwykle postępują inni. 
Jednak niespodziewanie Annabeth objęła ją ramieniem i przyciągnęła do siebie. 
- Annie - zaczęła miękkim, kojącym głosem. - To nie jest twoja wina. Nie przepraszaj - wyciągnęła z kieszeni husteczkę i podała ją dziewczynce. - Opowiedz mi tylko, jak do tego doszło. Proszę. 
Annie zawahała się. Spojrzała na swoją niezwykłą roślinkę i pomyślała, że musi wreszcie się wykazać, spełnić oczekiwania Demeter. Udowodnić, że jest coś warta i że nie jest tylko zakompleksioną ofiarą przemocy domowej. Pójdzie na misję, uratuje Chejrona... 
Łatwo pomyśleć, trudniej zrobić. Dziewczynka nie potrafiła wymówić tych słów. W głębi duszy czuła nikły płomień pewności siebie, jednak nieśmiałość zaczęła go skutecznie gasić. Jakby mały kwiatuszek, który nie może przebić się spośród cierni do Słońca. Wtedy Annie spojrzała na Annabeth - jej osobistą idolkę, wzór odwagi, poświęcenia i waleczności. Chciała być taka jak ona. "Mały krok - powiedz o tym" - pomyślała w celu motywacji. Przetarła oczy chusteczką i zaczęła mówić: 
- Jak dobrze wiesz, Chejron wyjechał niecały tydzień temu na Zlot Centaurów... - przerwała, ale Annabeth skinęła głową, aby kontynuowała. - ...ale dwa dni temu drzewa mi powiedziały, że naszego dyrektor się na nim nie pojawił - to była jedna z niezwykłych zdolności Annie - potrafiła rozmawiać z roślinami - Usłyszały rozmowy ptaków i podzieliły się ze mną tą informacją, a ja powiedziałam o tym Panu D. Nasz dyrektor zarządził, aby każdy wymyślił jakiś sposób na jego odnalezienie - tak właściwie to tylko napomniał o tym podczas ogniska, gdy wszyscy byli zajęci pałaszowaniem kiełbasek, ale Annie nie chciała mówić źle o bogu wina. Byłoby to niegrzeczne - Ja stworzyłam tę niezwykłą roślinkę, ale chyba nie powinnam się rozpowiadać na jej temat... Bynajmniej, nawet bogowie Olimpu nie są w stanie go znaleźć. To zadanie dla herosów - zawahała się i dodała cicho - Ja... Chciałabym wziąć udziać w tej misji. 
Annabeth wstała powoli i podeszła do okna. Przez kilka minut wpatrywała się w milczeniu w morze, aż w końcu wyszeptała: 
- Jak wtedy z Herą... - po czym dodała już głośniej - Dlaczego mi nie powiedzieliście? 
- P-pan D. nie chciał psuć wam zabawy... - Annie wiedziała, że była to kiepska wymówka dyrektora Obozu Herosów, ale co mogła poradzić. Była tylko prostym obozowiczem. 
- Niech go Tartar pochłonie! - krzyknęła zdenerwowana córka Ateny i opadła na krzesło. Zacisnęła pięści i przez chwilę uspakajała oddech. Gdy się uspokoiła, powiedziała - Annie Pitvicki, jesteś bardzo dzielna. Zrobiłaś co w twojej mocy, aby odnaleźć Chejrona. Wstawię się za tobą, abyś mogła wziąć udział w tej misji. 
 Dziewczynka uśmiechnęła się nieśmiało, ale w głębi duszy czuła, że popełniła błąd. "Ja na misji? Co mi głupiego strzeliło do głowy?!" - myślała. Owszem, chciała tego, ale były to tylko marzenia. Teraz nie mogła już odmówić, bo na kogo by wyszła w oczach Annabeth? Wychrypiała więc: 
- D-dziękuję. 
Córka Ateny przyglądała jej się bacznie przez chwilę, jakby wyczuła, że dziewczynka coś ukrywa. Po chwili wstała i gestem zachęciła Annie, by zrobiła to samo. - Chodź, zapoznam cię z moją nową siostrą. 
Córka Demeter wyjrzała za okno:
- Z tą, która zaraz będzie walczyła z C-Clari-sse? 
- CO?! - Annabeth spojrzała we wskazanym kierunku. Jakieś 200 metrów od Wielkiego Domu obozowicze ustawili się w półkolu wokół dwóch postaci. Nawet z tej odległości rozpoznała Lucy i Clarisse - Tak, z nią... Jest albo głupia albo ma jakiś sprytny plan. A może... Nie... No nie ważne, chodźmy przemówić jej do rozsądku.  


10 komentarzy:

  1. Super!
    Ponawiam prośbę :
    PISZ TO SZYBCIEJ bo nie moge sie doczekać ^.^ ^.^ ^.^ ^.^ ^.^
    Pozdrawiam i życzę weny :*
    ~Heroska

    OdpowiedzUsuń
  2. SUUUUPERRR !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Proszę pisz szybciej !!!!!!!!!!!!! Naprawdę masz talent..... Bardzo lubię twoje opowiadania ♥♥♥♥ - Ala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ala, zdrajczynio :P Czemu nei komentujesz mojego bloga? xD ~Eller, która dziekuje za dedykt, którego nei przeczyta, zanim nei przeczyat serii

      Usuń
  3. Super, super, super, super!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Błagam, pisz to szybciej, bo nie mogę się doczekać!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Twoje opowiadanie jest wspaniałe!!!!!!!!!!!!!!!!! Kocham <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Heeeeej C:
    Wiem, że ostatnio Cię zaniedbałam, za co bardzo, ale to bardzo przepraszam :(
    Ale jestem! :D
    Po pierwsze muszę od razu powiedzieć, że się pogubiłam XD Zawsze byłam przyzwyczajona, że "Annie" to takie wścibskie i wredne przezwisko Annabeth, którego nie lubi, dlatego na początku miałam rozkminę o co kaman XDD Ale to ogarnęłam, więc spoko.
    A poza tym.... To leżę i nie wstaję XDD LOL TO BYŁO ŚMIESZNE XDD Ta lista na początku XDD No a potem wejście smoka Clarisse i BA DUM TSS - będzie pojedynek! Już nie mogę się doczekać prawdopodobnego zwycięstwa Lucy :P Chociaż w sumie fajnie by było, gdyby przegrała. Głupio, gdy ciągle wygrywa ktoś inny niż córka Aresa XDDD Nieważne, to tylko moje rozkminy. Poza tym masa śmiechu i w ogóle sis to masz talent <3
    Buziaki,
    Merr
    percyiannabeth.blogspot,com

    OdpowiedzUsuń
  5. O bożebożeboże!!!!!!!!!!!!!!!! Normalnie drugi Riordan (tylko w żeńskim wydaniu oczywiście XD) Kocham tego bloga <3 <3 <3 <3 I błagam, pisz szybciej bo nie wytrzymam ;P
    PS. Rozdział super, ta lista genialna, a walki z Clarisse to już się nie mogę doczekać :D
    Tak więc jeszcze raz: pisz!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozkminiam dlaczego wcześniej tego nie skomentowałam... No, to nie istotne. Jestem teraz ( nie mogę spać).
    Wow, pojedynek? Kibicuję Clarisse, bo ta Lucy mi zalatuje Mery Sue (obym się myliła). Ann wstawiła się za Annie (ale to głupio brzmi ;p), serio - fajnie.

    A ja nie piszę składnie, bo jaram się jutrem ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Wnioskuję jedno: nie lubię Lucy. Super bimber wypasiona główna bohaterka, przykuwająca spojrzenia, że normalnie ja nie mogę, umie i potrafi wszystko, raz jest zagubionym koźlęciem, a raz impertynencką kopią Dionizosa. Z resztą dziwnie był mój tata dla niej pobłażliwy... Powinna już być delfinem xD Popieram wypowiedź Aryi- Mary Su do potęgi n.
    Przesadziłaś z Clarisse. Silna i porywcza to co innego niż napakowany zaśliniony tępak. ;-;
    Ale ta lista... Bije wszystko xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestey, mistrzem nie jestem (poziom mam raczej mierny, poziom wtajemniczenia - początkujący) i nie potrafię odpowiednio przedstawić posatci ;-; Lucy miała być inna, niz ją odbieracie, ale niestety wygląda na MS ;-; Kurde ;-; Postaram sie to ponaprawiac w kolejnych rozdzałach ;

      Usuń
    2. No ja myślę xD *szkolenie Firnen, level 3*

      Usuń