środa, 2 października 2013

Rozdział I - Niespodziewane spotkanie

LUCY (ŁUCJA)
Każdy z nas w młodości chciał zostać bohaterem. Także Lucy. Jednak gdy walczyła już z kilkoma potworami, wcale nie uważała tego za zabawne...
Wszystko zaczęło się, gdy razem z Samuel'em wylądowali na lotnisku w Nowym Jorku. Co chwilę mijali cyklopów (chociaż z początku Lucy nie wierzyła własnym oczom), a gdy doszli do nadbrzeża, ujrzała przedziwne stworzenia - konie z rybimi ogonami. "Hipokampy" - jak je nazwał Sam. Siedzieli wtedy razem na ławce, jedli hamburgery z McDonalda i wpatrywali się w zachodzące słońce. "Jutro dotrzemy do domu. Będziesz bezpieczna, Lu" - zapewniał ją.
Teraz, zaledwie dwa dni później, szczerze w to wątpiła. Sam nie żył, tak samo jak dwa piekielne ogary, minotaur, trzy cyklopy oraz kilku satyrów. Lucy zastanawiała się, co jeszcze ją czeka oraz kiedy skończy się ten koszmar. Sam powiedział jej, że jest półbogiem (coś jak Herakles) i musi trafić do Obozu Herosów. Gdy zginął, bezskutecznie wypatrywała jakiegoś kierunkowskazu do tego obozu, jednak znalazła tylko kolejnych satyrów. Księżyc był już wysoko na niebie, gdy potwornie zmęczona Lucy wyciągnęła miecz z truchła cyklopa.
 - Czwarty - mruknęła - Chyba należy mi się jakaś odznaka "Mistrz w zabijaniu cyklopów".
Wtem zauważyła kątem oka jakiś błysk. Odwróciła się w tamtym kierunku i na szczycie wzgórza ujrzała smoka owiniętego wokół pnia drzewa, na którym pobłyskiwało coś złotego. Wtedy przypomniała sobie słowa Sama: "Wypatruj smoka na szczycie wzgórza". Zebrała resztki siły i pobiegła w kierunku wielkiego gada, który na jej widok wypuścił obłok pary z nozdrzy. Wyczerpana, usiadła i oparła się o bok zwierzęcia. Siedziała tak chwilę, łapiąc oddech i gładząc gada po pysku.
Czuła się bezpiecznie, więc zaczęła się zastanawiać, czy wczorajsza sztuczka dzisiaj też jej się uda. Skupiła swoje myśli wokół wszystkiego, co kojarzyło jej się z ogniem - ciepła, poczucia bezpieczeństwa, światła. Zamknęła oczy, a gdy je otworzyła, ujrzała ognisko, które paliło się zaledwie metr od niej. Uśmiechnęła się i ułożyła się obok smoka, który mruknął z roskoszą, jakby taki taki stan rzeczy mu odpowiadał.
Lucy wpatrywała się w tańczące płomienie i nagle wszystkie wspomnienia zaczęły jej przelatywać przed oczyma. Przypomniała sobie, jak występowała w roli księżniczki w przedszkolu. Jak urodził się Daniel - jej mały braciszek i jak uratowała go przed jadowitym wężem. Moment, w którym przekroczyła próg swojej pierwszej szkoły, a potem siedmiu kolejnych. Pierwsze wyzwiska ze strony innych uczniów. Kłótnię z rodzicami o brak zdjęć z dzieciństwa; "Nie mieliśmy aparatu" - tłumaczyli się. Jak złamana ręka zrosła się w jeden dzień. Przypomniało się jej także te smutne rzeczy. Chwilę, gdy otrzymała pierwszą nagrodę w konkursie artystycznym, a rodzice nawet się nie kwapili, by pogratulować jej przy innych, jakby się wstydzili. Dzień, w którym okazało się, że żadna nerka od dawcy nie będzie odpowiednia, bo ma bardzo dziwną krew, komórki i kiepską tolerancję innych. Pierwsze wywalenie ze szkoły, za odmienność. Drugie za pobicie chłopaka, który ją wyzywał. Kilka kolejnych za dziwne wypadki, za które została obarczona winą. Ucieczkę z domu.
Przypomniał jej się dzień, w którym spotkała Samuela. Było to zaledwie cztery dni temu. Cztery dni, które teraz były dla niej tak odległe jak Bitwa pod Grunwaldem. Wracała z zakończenia roku szkolnego w kiepskim nastroju, ponieważ nie zdała do drugiej klasy gimnazjum. Ocena inna niż pała bądź dwója widniała tylko przy WF-ie, plastyce i muzyce. Wtem w zamyśleniu wpadła na około 16-letniego chłopaka o szerokim uśmiechu, krótkich ciemnych włosach i roześmianych zielonych oczach.
- Wreszcie cię znalazłem - wyszczerzył zęby w ten uroczy sposób, który później pokochała - Jestem Samuel Kayne, syn Apolla. Jak leci? Wiesz, nasz samolot odlatuje za trzy godziny, więc szybko idź się przebrać. I spakuj się - rzucił jej czarną torbę -nerkę. Mówił tak szybko, że Lucy ledwo co go rozumiała.
- Co ty pleciesz?! - zdziwiła się
- Oj, no chodź. Uciekniesz stąd, zaczniesz nowe życie!
Lucy nie sprzeciwiła mu się, perspektywa wyjazdu z Polski (nawet z nieznajomym Samem) wydawała jej się zbyt piękna. Kayne nawijał przez całą drogę do domu, gdy się pakowała (okazało się, że do nerki w magiczny sposób wszystko się mieści) w czasie podróży na lotnisko i gdy już byli w samolocie i lecieli do Nowego Yorku. Lucy wciąż nie wierzyła, że to się dzieje na prawdę, a Sam dalej trajkotał jak najęty. O jego domu - Obozie Herosów, codziennym życiu półbogów i ich misjach, a nawet zapoznał ją z ostatnimi ważnymi wydarzeniami - wojną z Kronosem i walką z Gają. Dziewczyna opowiedziała także pokrótce o sobie. Gdy wylądowali w Nowym Jorku, Kayne pokazał jej miasto i jego ważnejsze miejsca, takie jak Empire State Building (ponąć znajduje się na nim Olimp) oraz Central Park, gdzie spędzili noc. Wtedy Lucy po raz pierwszy miała prawdziwe koszmary. Widziała nastolatkę o czarnych włosach, która była przykuta jak więzień do skały jakiejś jaskinii. Na jej czole lśniły kropelki potu; ręce miała skierowane w stronę ziemii, jakby starała się coś z niej wyciągnąć siłą woli.
- Dalej! - potężny głos odbijał się echem od ścian jaskinii - Inaczej złapiemy twojego brata, może on się nam na coś przyda...
Scena zmieniła się. Lucy stała na krawędzi Wielkiego Kanionu. W oddali było słychać brzdęk kutego żelaza. Kilka kroków dalej przycupnął mężczyzna ubrany w długi, czarny płaszcz. Jedną ręką kreślił coś na skrawku pergaminu, przypominającego mapę, w drugiej trzymał sztylet.
 - Nie uda wam się... Już ja o to zadbam... - mruczał - Bez niej się nie zjednoczycie...
Sen zmienił się. Stała spętana, otoczona przez grupkę wojowników. Ciskali w nią kamieniami, nacinali skórę mieczami. W oddali zobaczyła walącą się górę, z której spadały świetliste postacie.
 - Nie uda wam się... - w jej głowie rozległ się głęboki głos mężczyzny w czarnym płaszczu - Już ja o to zadbam...
Obudziła się wtedy z krzykiem. Sam uspokoił ją i przytulił. Opowiedziała mu swój sen. Chłopak zmarszczył brwi, ale nie skomentował tego.
 - Musimy ruszać - oznajmił po chwili - Złapiemy taksówkę, to będziemy szybciej. Mam trochę pieniędzy.
Lucy skinęła głową i obróciła się, aby złożyć swój śpiwór. Wtem zobaczyła koło swoich rzeczy srebrny łuk i kołczan pełen strzał. Pokazała broń Samowi
 - Pewnie jedna z akcji Artemidy. Zaraz zacznie zasypywać cię folderami promującymi jej Łowczynie. Chyba możesz go używać - odparł po obejrzeniu podarku - A co do broni... - zaczął szperać w swoim wielkim turystycnym plecaku - ...mam dla ciebie to - wyciągnął z plecaka długą pochwę i wysunął z niej czarny miecz - Stygijskie żelazo. Wypróbuj.
Lucy chwyciła ostrze i zamachnęła się nim kilka razy. Było idealnie wyważone, jak przedłużenie jej ręki.
 - Przypnij pochwę do pasa - poradził. Dziewczynę zmartwił jego beznamiętny głos; coś musiało go martwić - Śmiertelnicy jej nie zobaczą.
Wsiedli do taksówki i Lucy stwierdziła, że USA wcale nie różni się znacząco od Polski - w godzinach szczytu stało się w tak samo dużych korkach. Wreszcie udało im się wjechać na drogę prowadzącą wprost do Long Island. Sam nic nie mówił, tylko wpatrywał się z nostalgią w widok za szybą. Lucy postanowiła przerwać milczenie i zadać pytanie, które dręczyło ją od czasu, aż się spotkali
- Sam... Skoro ty jesteś Amerykaninem, a ja mówię po polsku, to jak to się dzieje, że mnie rozumiesz, a w dodatku słyszę, jakbyś także mówił po polsku?
- Hmm... - Kayne zamyślił się - Pewnie to twój dar. Cokolwiek powiesz, inni usłyszą to w swoim języku, także odwrotnie. To może być podarek od...
Dziewczyna nie dowiedziała się, od kogo to mógł być prezent, ponieważ w tym samym momencie samochód wypadł z drogi pod wpływem uderzenia. Dachowali. Lucy odpięła się i spróbowała otworzyć drzwi. Udało jej się i wyszła na zewnątrz, cała poobijana. Coś chrupnęło jej w lewym nadgarstku, ale nie miała czasu się tym przejmować, bo wtem ujrzała najbardziej przerażający widok w całym swoim dotychczasowym życiu. Po jej prawej stronie stało dwóch cyklopów. Wyglądali ohydnie, odziani jedynie w brudne przepaski na biodrach oraz z naszyjnikami z ludzkich kości na szyi. Po lewej stronie dziewczyny, nad zmasakrowaną taksówką, górował trzeci jednooki. Swoją maczugę, przypominającą zmutowany kij bejsbolowy, uniósł wysoko nad głowę. Lucy chciała krzyknąć, żeby ostrzec Sama, ale nie zdążyła - broń cyklopa opadła na samochód, robiąc z niego wielki naleśnik. Krzyknęła przerażona. Jeden z wrogów ruszył w jej kierunku. W akcie desperacji nałożyła strzałę na cięciwę łuku, modląc się po cichu, aby trafiła w go. Wypuściła ją, a po chwili cyklop padł ze strzałą wbitą w serce i rozpłynął się w proch. Zwróciła się w kierunku drugiego cyklopa i jego także postrzeliła. Lewy nadgarstek niemiłosiernie bolał. Nagle trzeci z cyklopów rzucił się na nią z czymś, co chyba miało być okrzykiem bojowym. Trzecia strzała pomknęła w stronę piersi wroga, jednak Lucy nie oglądała się już za siebie. Zaczęła biec najszybciej, jak umiała. Gdy nie miała już siły, opadła na ziemię. I wtedy ich zobaczyła - satyra i wielkiego, czarnego psa w towarzystwie cyklopa trochę mniejszego od tych, które wcześniej zabiła. Od tamtej chwili miała ochotę zabić każdego piekielnego ogara i kozłonoga, którego napotka. Po krótkim odpoczynku wznowiła marsz - musiała odnaleźć Obóz Herosów. Wieczorem ze zdziwieniem stwierdziła, że nadgarstek już jej nie dokucza. Kolejnej nocy miała te same koszmary, jednak przyśniło jej się coś jeszcze - na oko siedemnastoletni chłopak o latynoskich rysach, potarganych ciemnych włosach i plamach od smaru na ubraniu. "Czekam" - powiedział.
Lucy nawet nie zorientowała się, kiedy zasnęła przy cieple ogniska.
***
Następnego dnia obudziło ją potężne "Hau!". Zerwała się na równe nogi i niewiele myśląc, wypuściła dwie strzały - jedna trafiła w wielkie czarne psisko, druga zraniła wysokiego czarnowłosego chłopaka.

LEO
Leo bardzo lubił rzymskie przyjęcia. Szczególnie rzymskie przyjęcia urodzinowe pretora - bohatera. Cała noc ucztowania, wspólnych tańców i pogawędek z pięknymi paniami.
Własnie wracali cieniem na grzbiecie Pani O'Leary do Obozu. Stanęli na szczycie wzgórza, koło Sosny Thalii i Leo zauważył nieznajomą dziewczynę leżącą koło smoka pilnującego ich domu. Wydawała się piękna w tych swoich srebrnych włosach, które wyglądały jakby przetopiła je ze srebra lub księżyca. Wydawała się też delikatną nimfą, dopóki nie zerwała się, gdy piekielny ogar szczeknął i nie wystrzeliła dwóch strzał, które trafiły Percy'ego i Panią O'Leary...

~*~*~*~*~
Tak oto zaczynam moje fan fiction :) Mam nadzieję, że zrobiłam dobre pierwsze wrażenie i że będziecie czytać moje wypociny ;)
Pozdrawiam
Firnen, córka Ateny

11 komentarzy:

  1. Piszesz super
    Ten dar języków! Ja miałam taki sam pomysł pisząc ff w wersji papierowej ;)
    Co do bloga: fajny pomysł ale co sie stała z moją kochaną psinką??
    Kiedy kolejny rozdział? Czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo ciekawie piszesz *...* co będzie z Panią O'Leary?!!!! nie zabijaj jej, plz ;-; zapraszam do mnie: http://herosczysmiertelnik.blogspot.com/ czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, nie zabiję jej. ;)
      Cieszę się, że się podoba ^^

      Usuń
  3. Bardzo fajne historia nie chce cie nie zniecjecac ale to tylko rada abys troche zwolnila tepo w opku i dodala paru opisow wiem ze moze przesadzam ale mi tylko zalezy abus jak najlepiej pisala. Tak to reszta naprawde dobra :) serdecznie pozdrawiam :) no i czekam na cd :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie zbijaj Pani O'Leary ;c Percy;ego ewentualnie możesz ^^

    Czemu mi nie mówiłaś, ze piszesz FF? Przez Ciebie zaczęłam czytać herosów ;) Wchodzę sobie na Twój profil , a tam jakieś 'historie herosów' o.0
    Czekam z niecierpliwością na next'a ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DLACZEGO MI NIE MÓWIŁAŚ, ŻE CZYTASZ KSIĄŻKI RIORDANA?! :O

      Usuń
    2. Już wiesz xD Najpierw Ty, a potem Marcela mi piszczałyście żebym przeczytała to dzielnie czytam :D

      Usuń
  5. Super *--* Baaardzo wciągające! Świetnie piszesz. Już od pierwszego zdania wiedziałam, że chcę to przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń
  6. No to teraz Eller:
    BRAK OPISÓW EMOCJI *^*
    Takie tam... Wszystko wywróciło się do góry nogami, a Lucy tak po prostu sobie wędruje. Poza tym am na ich punkcie wszelkich opisów bzika- nigdy dość xD
    poza tym nie mogę rozgryźć, z którego ona będzie domku. Zapowiada się coś ciekawego *^* I ten dar języków.. a poza tym cieszę się, że skasowałaś Samuela. Wiem, jestem okrutna, ale gdyby cały czas przy niej kroczył wierniejszy od Pani O'Lery, pierwszy i ostatni przyjaciel.. to by było płytkie XD
    Czytam dalej :D
    ~Eller

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekwie się zapowiada chyba pierwszy raz spotykam się z taką narracją trzecioosobową Ale fajnie Jednak chyba lepiej się czyta w narracji pierwszoosobowej

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja do narracji się nie przyczepiam... Super rozdział! Mam nadzieje że nie zrobiła im krzywdy...

    OdpowiedzUsuń